wtorek, 10 września 2013

#8

Kiedy Anabelle wróciła do domu, czuła jak powoli opuszcza ją całe napięcie. Łyknęła dwie różowe pigułki dla wzmocnienia efektu, zrobiła listę zakupów i poszła ją zrealizować do najbliżych kilku sklepów.
Kupiła rukolę, roszponkę, kilka innych gatunków sałat, orzechy włoskie w karmelizowanym syropie, frużelinę wiśniową, ocet balsamiczny, świeżą pierś z kurczaka i mocno wytrawną  Pato Negrę oraz mniej wytrawną, aczkolwiek również mocno skondensowaną Isla Negrę.
Zaniotła ciasto na tartę, podpiekła spód i wyłożyła go frużeliną wiśniową oraz wiśniami gotowanymi w winie. Potem zabrała się za sałatkę. Umyła i porwała liście najróżniejszych sałat, wymieszała je razem. Dodała to tego orzechy włoskie na słodko, przygotowała sos balsamiczny, wkroiła do sałaty małe pomidorki koktajlowe i dodała odrobiny, dosłownie szczypty estragonu.
Pierś będzie przygotowywać na świeżo, przed jego przyjściem.
Potem zabrała się za siebie. Wzięła prysznic, nasmarowała całe ciało balsamem z ekstraktem z oliwki, poczekała chwilę aż się wchłonie i ubrała jasnoczerwoną koronkową bieliznę od Victoria's Secret. Stwierdziła, że dla Antoine'a założy nawet pończochy, więc wciągnęła na nogi czarne pończochy samonośne i wstawkami z podwiązek przypięła je do majtek. Lustrując swoje odbicie mrugnęła do siebie z aprobatą i po chwili poczuła zażenowanie, że mruga do siebie w bieliźnie.
Założyła kremową jedwabną sukienkę, która mimo że była dość dopasowana, była też lekka i zwiewna. Oscar de la Renta tym razem bardzo się postarał. Na stopy włożyła czółenka Steva Maddena, które kupiła będąc kiedyś w Londynie.
Pomalowała usta na winny kolor, a oczy musnęła cieniem lekko pomarańczowym i tuszem pociągnęła rzęsy. Udało jej się osiągnąć zamierzony efekt. Patrząc do lustra widziała, że jest elegancka, ale jednocześnie świeża i promienna. Świadomość rychłego spotkania z pragnącym jej bogiem seksu już nie napawała jej strachem. Chciała być uwodzicielką, zjeść pyszną kolację w towarzystwie młodego Adonisa i nie dać mu tego, czego on chce. Czuła się jak drapieżna kocica polująca na swoją ofiarę. Zerknęła na swoje oczy - źrenice miała rozszerzone, czyli porównanie do polowania nie było wcale takie nietrafione.
Poszła do kuchni i zabrała się za krojenie i następnie grillowanie piersi z kurczaka. I na chwilę zamarła patrząc na zegarek. Za jakieś 10 minut powinien się pojawić.
 - Ale ja przecież nie podałam mu adresu - szepnęła do siebie. Co oznaczało, że znał jej adres. Postarała się wrócić do normalności i nie przejomować, że właśnie ktoś kogo prawie nie zna i może być nawet niebezpieczny, przyjdzie do niej do domu i zje z nią "uroczą" kolację.
Nie minęło dużo czasu, a ciszę mieszkania przerwał głośny dzwonek do drzwi. Serce załomotało jej w piersi i podeszło do gardła. Spokojnym krokiem podeszła do drzwi. Stukot obcasów po kafelkach powoli rozchodził się echem po pokojach. Przekręciła zamek i otworzyła drzwi.
Stał za nimi uśmiechnięty, na ten swój złośliwy sposób, Antoine. Był ubrany elegancko, czarna marynarka idealnie skrojona, leżała na jasnoniebieskiej koszuli i uwydatniała jego szerokie ramiona.
 - Antoine - uśmiechnęła się nieśmiało.
 - Anabelle - nie czekając na zaproszenie wszedł do środka obejmując ją ręką w talii i całując w policzek. Zakmnął za sobą drzwi, pchnąc je nogą i natychmiast ujął ją w ramiona całując po szyi. Czuła jego dłonie na swoim ciele, ale nie mogła tym razem pozwolić, żeby to wymknęło się z pod kontroli.
 - Antoine! - mocno odepchnęła go od siebie. Spojrzał na nią wrogo.
 - Przepraszam.. Wyglądasz bardzo apetycznie w tej sukience - dosłownie pożerał ją wzrokiem.
 - Nie wiem czy powinnam dziękować za taki komplement.. Chodź do salonu - mijając go prawie otarła się o niego. Napięcie natychmiast się wytworzyło, a on głośno wciągnął powietrze.
 - Coś nie tak? - kusicielsko się odwróciła. Plan działał, idealnie wchodziła w rolę.
 - Wszystko w porządku.
 - Przygotowałam coś, co mam nadzieję będzie ci smakować.
 - Pachnie naprawdę wyśmienicie - uśmiechnął się promiennie. Jego reakcja dość zaskoczyła Anabelle. Poczuła nagłą zmianę w powietrzu. Jakby zrozumiał, że ona tylko gra i sam postanowił zrobić z siebie aktora. Miała wrażenie jakby była na pogawędce z przyjacielem. Dziwne.
Wzięła butelkę mocniejszego wina, korkociąg i spytała :
 - Czy byłbyś na tyle uprzejmy i pomógłbyś mi z tym?
 - Z rozkoszą - łobuzerski błysk w oku. Poszła do kuchni, wzięła dwa kieliszki i położyła na stole. Potem wzięła dwa talerze, nałożyła na nie sałatki i świezo ugrillowanego kurczaka. Zaniosła je do jadalni. Włączyła wieżę stereo i "Nocne Marzenia" - idealne na tę noc. Oboje usiedli do stołu, wznieśli toast za miły wieczór i zajęli się jedzeniem. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, jak starzy, dobrzy przyjaciele. To było dla Anabelle nienaturalne, ponieważ nie była przyzywyczajona do takich stosunków z nim. Może on też miał jakiś plan polegający na zwodzeniu jej czujności? Nie podejrzewała go o coś takiego, chociaż nie była pewna jego uczuć do niej. Pierwszy raz byli tak blisko jako ludzie, psychicznie się zbliżyli. Nie lubiła tego, czas na małe zmiany. Trzeba zaprowadzić porządek, bo kiedy będzie zbyt blisko nie będzie już odwrotu, a ona nie pozwoli się dotknąć mentalnie. Nikt nie może mieć dostepu do uczuć, które tak łatwo zranić, skrzywdzić.
Kiedy wino delikatnie uderzyło im do głów i skończyli z kolacją, Anabelle zapytała:
 - Masz ochotę na deser?
 - Jeśli tym nim jesteś, to owszem.
 - Daruj sobie takie podteksty - puściła mu oko. - Przyniosę tartę.
 - Liczę na coś więcej - nie poddawał się.
Poszła do kuchni i wyciągnęła ciasto z lodówki. Czuła jak wino szumi jej w głowie i była pewna, że Antoine czuje to samo. Zdążyli już wypić razem dwie butelki, więc trochę sporo. Zabrała się za krojenie ciasta, kiedy poczuła w swoim uchu łaskoczący oddech.
 - Anabelle.. Bądź moja tego wieczoru.
 - Ale..
 - Cii.. Po prostu bądź, proszę. Bądź dla mnie, przy mnie, bądź moja. Nie myśl co będzie jutro - wodził ją za nos seksownym głosem i trudno było się oprzeć jego namowom. Bardzo się starała, ale wszystko działało na jej niekorzyść. Już on się o to postarał. Muzyka w tle jeszcze bardziej podsycała chemię między nimi. Pod wpływem impulsu Anabelle opuściły granice. Po prostu odpuściła, stwierdziła, że nie będzie z tym walczyć. Opuścił ją nawet niepokój, który odczuwała w stosunku do niego. Nie chciała tego, nie planowała. Wszystko stało się tak nagle, była to spontaniczna decyzja, tak jak wtedy w parku, kiedy potrzebowała zastrzyku emocji, kiedy potrzebowała poczuć, że żyje, że adreanlina kraży w jej organizmie. Była to trudna decyzja, ale podjęta tak błyskawicznie, że nawet nie zdążyła zastanowić się nad konsekwencjami. Pomyślała tylko " Co ma być, to będzie" i  zatopiła się w rzeczywistości, której tak dawno nie czuła. Dawno nie czuła się tak realna, taka prawdziwa, autentyczna.. Ciężko opisać takie uczucie, którego doświadczyła.
Ukradkiem wyciągnęła jedną wiśnię z ciasta i odwróciła się do niego. Stał blisko, pochylony nad nią.
 - Czemu nie możesz poczekać do deseru jak grzeczny chłopiec? - spytała z iroinią.
 - Bo nim nie jestem.
 - Kogo to obchodzi - powiedziała i wepchnęła mu wiśnię do ust. Złapał mocno jej dłoń i zmysłowo oblizał palce. Zadrżała w środku. Zaczął całować rękę, obojczyk, a kiedy usta odnalazły szyję poczuła, że ręka znalazła suwak sukienki. Gdy próbował go rozpiąć, spojrzał na nią i to co zobaczyła w jego oczach sprawiło, że dokładnie wiedziała czego chce. Wiedziała czego on chce i czego ona chce. Ujrzała pewność siebie, prawdziwą męskość - czyli to co kochała w facetach. Ich poczucie własnej wartości, czyli coś czego sama nie miała. Nie wahał się ani chwili, żeby ją pocałować. Nie był namolny, tylko subtelny, umiał całować. Wszystko aż kipiało z nadmiaru namiętności. A on całował z taką pasją, że trudno jej było nadążyć. Delikatnie przygryzał jej wargę, co wywoływało w niej uczucia, których dawno nie czuła. Słyszała ich głośne, ciężkie oddechy łączące się w jeden charakterystyczny odgłos. Dawno nie czuła takiego przypływu endorfin. Serce biło jej jak szalone, zresztą jemu też. Słyszała i czuła je, jak młot schowany pod piersią młodego Adonisa. Czuła na sobie jego dłonie, które błądząc z początku, pod koniec wędrówki odnajdywały dokładnie to czego szukały.
Powoli zsunął jej ramiączka od sukienki, pozwalając by swobodnie opadła na podłogę pozostawiając ją w samej bieliźnie. Biedna sukienka. Zlustrował ją wzrokiem, a ona się zaczerwieniła. Poczuła się dość niepewnie. Jednak nie to jej przeszkadzało. Ona była prawie naga, a on wciąż w ubraniu. Zaczęła manewrować przy guzikach jego koszuli, na co on odpowiedział swego rodzaju rozbawieniem. Zdjął z siebie marynarkę i rozpiął koszulę. Anabelle poczuła przypływ gorąca, kiedy spostrzegła opalony, nagi tors tego mężczyzny. Ubrany tylko w ciemne jeansy, złapał ją za pośladki i posadził na blacie kuchennym. Emocje ją opętały, poddała się im jak nigdy dotąd. Wyzwolił w niej uczucia o takim kalibrze jakiego nie znała. Była to nowość i coś co było pierwotne tylko ukryte głęboko w niej. Odkrywając jego, odkrywała siebie na nowo. Już nie myślała o konsekwencjach, pragnęła go jak nigdy. On jej też. Pożądanie zajęło ich nawine, luckie (♥) umysły i żadne z nich nie myślało o prawdziwym świecie. Prawdziwy świat się nie liczył. Liczyła się cielesność i połączenie dwojga ludzi w jedno. To było ważne i najważniejsze. Chwila, która mogła dla nich trwać w nieskończoność. Nieubłaganie czas mijał, ale to nie miało znaczenia. Pokusa była zbyt ciężka do zniesienia, a dotyk zbyt słodki, żeby go przerwać. Odnaleźli swój własny język. Twarz przy twarzy, jej dłonie w jego włosach i jeden rytm.
 - Hej? - szepnęła w przerwie pomiędzy pocałunkami.
 - Hmmm?
 - Nie posuwamy się za daleko?
 - Psujesz całą zabawę.. Przecież jeszcze nic złego nie zrobiliśmy - zamruczał jej do ucha.
 - Ale chyba wszystko zmierza ku temu - powiedziała rozbawiona.
 - Skoro nalegasz.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz