niedziela, 1 września 2013

#3

Obudziła się wieczorem, kiedy rodzice wrócili do domu. Uśmiechnięta twarz matki przyprawiała ją o zahamowanie wydzielania dopaminy. Sprzężenie zwrotne ujemne dawało jej we znaki. Starała się być uprzejma podczas rozmowy z nimi. Pytała o podróż, podziękowała za upominki, ale wyczekiwała momentu, kiedy będzie mogła już pożegnać się z ich towarzystwem. Nie miała ochoty na rozmowę dłuższą niż musiała. W otoczeniu rodziców czuła się osaczona, wiecznie kontrolowana i skrępowana.
Zamknęła się w pokoju. Usiadła na fotelu na balkonie, otuliła się kocem, ze słuchawkami w uszach wpatrywała się w Paryż. Powoli na bezchmurnym niebie zaczęły pojawiać się gwiazdy, czyniąc panoramę miasta jeszcze bardziej niezwykłą. Chcąc uczynić tą chwilę bardziej cudowną, weszła do pokoju i ze schowka pod materacem łóżka, wyjęła paczkę jointów. Wróciła na balkon i zapaliła. Zaciągnęła się powoli dymem, pozwalając, żeby tetrahydrokanabinol owionął jej pęcherzyki płucne. Paliła i jednocześnie przyglądała się ze spokojem samochodom krążącym po uliczkach. W jej uszach brzmiał głos Anny German, która śpiewała o Eurydykach i człowieczym losie. Było to tak niecodzienne..
Wieczorne powietrze stało w miejscu. Nie dało się wyczuć najmniejszego powiewu wiatru. Z przeciwnej strony centrum dało się słyszeć dudnienie muzyki, które sprowokowało ją do stania się femme fatale. Nie miała pomysłu na wieczór, a nie miała ochoty na łykanie xanaxu, od którego łatwo się uzależnić i spanie. Chciała poczuć się wspaniale, więc spojrzała na zegarek i już wiedziała co zrobi. Było kilka minut po dziewiętnastej. Złapała telefon i wykręciła numer znany jej bardzo dobrze. Po kilku sygnałach w słuchawce zabrzmiał niski baryton.
- Słucham?
- Moglibyśmy się spotkać na Zlewce za jakieś pół godziny?
- To co zawsze?
- Jak ty mnie dobrze znasz - powiedziała i rozłączyła się.
Nie miała wiele czasu. Wzięła szybki prysznic i rozpoczeła przygotowania do wyjścia. Założyła na siebie czarną, koronkową bieliznę, a na wierzch narzuciła na siebie dopasowaną, ale lekką sukienkę Oscara de La Renty. Miała subtelny, prowokujący dekolt i dyskretne wycięcie na udzie. Sukienka sięgała jej nad kolano, idealna długość na ten wieczór. Założyła czarne pończochy, po czym usiadła przy toaletce. Przetarła twarz tonikiem, nałożyła bazę matującą pod makijaż, smugnęła policzki różem, na powiekach narysowała kreski a la Brigitte Bardot, rzęsy pociągnęła tuszem, a usta pomalowała szminką rodem z Moulin Rouge. Perfumem na ten wieczór był "Addict" od Christiana Diora. Do małej czarnej torebki wrzuciła paczkę z blantami, iPhone'a, pieniądze i gumę do żucia. Tak zaopatrzona złapała za czarny, typowo paryski płaszcz Ralpha Laurena i wskoczyła w niebiańsko drogie czarne szpilki z czerwoną podeszwą. Wzięła jeszcze klucze od domu i wyszła. Na ulicy złapała taksówkę do centrum i siedząc już w samochodzie zerknęła na zegarek na swoim nadgarstku. Było chwilę po pół do ósmej wieczorem. Nienawidziła francuskiego zwyczaju, żeby zawsze spóźnić się co najmniej 15 minut, ale trudno było jej żyć inaczej. Westchnęła z frustracją. Napotkała spojrzenie taksówkarza w lusterku.
- Coś nie tak? - zapytał.
 - Wszystko trés bien - odpowiedziała, starając nadać sobie chłodny ton głosu.
Taksówkarz więcej nic nie powiedział. Nie czuła się źle traktując go w ten sposób, to jej sprawa, że nie miała akurat ochoty na rozmowę.
"Zlewka" to miejsce, w centrum Paryża, jest przy Sekawanie, a swoją nazwę zawdzięca tworzącemu się na rzece małemu wodospadowi. Gdy dotarła na miejsce nie spostrzegła nikogo, co było dość dziwne, ponieważ mężczyzna, z którym umówiła się na spotkanie, zwykle pojawiał się przed czasem. Podeszła bliżej rzeki i po chwili wyczuła jego oddech na swoim karku.
- Jesteś - powiedziała szeptem.
- Za to ty się spóźniłaś.
- Za późno wyszłam z domu, przepraszam cię - mówiąc to odwróciła się do niego twarzą i spojrzała w niebieskie, błyszczące oczy. Miał lekko rozszerzone źrenice i jeden niesforny kosmyk opadał mu na czoło. Miał mocno zarysowane kości policzkowe i szczękę. Był wysoki i dość potężnie zbudowany. Ubrany w ciemne jeansy, czarne skórzane buty i ciemną marynarkę. Prosta elegancja w jego wydaniu w ten wakacyjny wieczór budziła pożądanie w wielu kobietach tego miasta. Ale ją najbardziej pociągał złośliwy uśmiech, który wykrzywiał jego wydęte wargi w lewą stronę i odsłaniał jeden kieł.
- Nie przepraszaj, dobrze, że jesteś - zawiesił głos. Ujał jej policzek w swoją dłoń, zbliżył swoje wargi do jej ucha i zamruczał.
- Mmm.. Cudownie pachniesz.. - kolejna uwodzicielska pauza. Nie było między nimi nigdy wiele słów, ponieważ były zbędne. Niepotrzebne. Bez nich rozumieli się doskonale. Jednak ona złapała delikatnie za jego barki, nie chciała zrobić tego zbyt nachalnie, zbyt intensywnie, ponieważ najmniejszy kontakt fizyczny między nimi, wywoływał trudne do zniesienia napięcie erotyczne.
- Masz to o co prosiłam? - zapytała patrząc mu prosto w oczy.
- Dwa razy Gucci. Czemu dzisiejszy wieczór jest taki specjalny?
- Nie jest. Dopiero będzie.
- Wiesz o tym, że dałbym wszystko, żeby dowiedzieć się co się dzieje takie twoje specjalne wieczory?
- Podejrzewałam to od dawna, jednak możesz mi wierzyć, nie jest to nic specjalnego - powoli uniosła dłoń i oparła na jego ramieniu. Spuściła wzrok w dół i spokojnie uniosła go ponownie w jego oczy. Był to jeden z bardziej emocjonujących elementów tego spotkania. Zbliżył się dosłownie o milimetr, ale pozwoliło to, żeby poczuła subtelny zapach jego perfum. Davidoff był jego ulubionym. Poczuła dreszcze na plecach i zadrżała. On natomiast sięgnął do swojej kieszeni i wyjął z niej mały pakunek foliowy. Podniósł brzeg jej sukienki i sunąc dłonią po jej udzie, dotarł to koronkowego zakończenia jej pończochy. Wsunął pakunek za podwiązkę i w tym momencie ona szybko wciągnęła powietrze i nieoczekiwanie puściła się biegiem w stronę lasu. Nie mogła biec zbyt szybko w wysokich Laboutinach, ale była to dość niespodziewana reakcja, więc zyskała kilka sekund przewagi. Biegła po brukowanej ścieżce, a odgłos stukotu jej obcasów niósł się echem w stronę rzeki, skutecznie przez nią zagłuszany. Dobiegła do drzew i zwolniła. Słyszała, że podążył jej śladem, ale sądziła, że udało jej się go zgubić. Doszła do brzegu rzeki i starając się uspokoić oddech, ukryła się pomiędzy dziko rosnącymi krzewami i niższymi drzewami. Stała tak dłuższą chwilę i nasłuchiwała.
Gdy jej umysł podpowiadał jej, że wystarczy już czekania i że spokojnie może ruszyć dalej, doświadczenie wyzwalało w niej ogromną dawkę adrenaliny powodując gęsią skórkę i niesamowite poczucie, że to jeszcze nie koniec. Sama idea ucieczki była dla niej bardzo ekscytująca. Była to spontaniczna decyzja, która miała pozwolić odczuć przyjemny dreszcz emocji. Usłyszała skrzek ptaka i zamarła. Po chwili zupełnie niespodziewanie poczuła jego dłonie na swojej talii. Dotyk wyzwolił całą adrenalinę krążącą w niej, pozwalając jej natychmiastowo rzucić się do ucieczki. Biegła czując jego obecność za sobą. Teraz gonił ją naprawdę. Biegła starając się wydostać z lasu. Niestety opuszczając towarzystwo drzew skierowała się w złą stronę, ponieważ zamiast biec w kierunku kamienic, pobiegła w kierunku osiedli, które są odgrodzone od przyrzecznego lasu murkiem. Nie jest on bardzo wysoki, ale był zbyt ciężką do pokonania przeszkodą dla kobiety w wyskoich obcasach i sukience. Więc kiedy ona próbowała nieskutecznie przedostać się na drugą stronę, on powoli szedł w jej stronę. Miał wypisany triumf w oczach i widać było też iskrę pożądanie. Szedł do niej tak, jak lew podchodzi do ofiary. Ona była jego ofiarą, nie zamierzał sobie jej odpuścić.
Kiedy ona stosunkowo niezdarnie wspinała się po murku, on podszedł na tyle blisko, że już wiedziała, że poniosła porażkę. Jednak miała świadomość, że wywołała w nim tyle samo emocji ile ona odczuła. Złapał ją za biodra i obrócił ją twarzą do siebie. Przyparł ją swoim ciałem do muru, wsunął dłoń pod jej sukienkę i zatrzymał na wysokości uda. Czuł na sobie jej piersi i słyszał jej przyspieszony oddech w uchu.
Ona była zaskoczona jego reakcją, jego bliskością... Namiętność między nimi, która się nagle wytworzyła była dla niej czymś cudownym. Chciała dać upust emocjom i napięciu, ale nie mogła. Musiała się kontrolować.
- Myślałaś, że tak po prostu uciekniesz? - wymruczał jej do ucha. Pod wpływem jego głosu chciała rzucić się na niego i zapomnieć o całym świecie. Wiedziała, że nie może. Wszystkie mięśnie miała spięte, a jej kręgosłup wygiął się w łuk. Serce biło jej jak szalone i on dobrze o tym wiedział. Uczucia, które w niej wyzwalał nie były dla niej nowe, jednak bardzo odległe. Nie pozwalała mężczyznom zbliżać się do siebie ani fizycznie, ani psychicznie. Ale on o to nie dbał. Cała ta pogoń wzbudziła w nim pożądanie, którego nie był w stanie pokonać. Był pewnien siebie i wiedział, że nie pozowli jej teraz odejść.
- Chciałam tylko, żebyś poczuł trochę adrenaliny - szepnęła cicho patrząc na niego wyzywającym wzrokiem.
- Oh i udało ci się - pożerał ją wzrokiem, a dłonią głaskał delikatnie jej udo przyprawiając ją o rozkoszne dreszcze. - Najpierw jednak proszę cię, żebyś oddała należne mi pieniądze.
Spojrzała na niego rozbawiona. Wiedziała, że "interesy" są pierwszorzędną sprawą. Sięgnęła do kieszeni płaszcza i wyciągnęła banknot o watości 20 E. Wręczyła mu go, a on z uśmiechem schował go.
- Zadowolony? - spytała specjalnie przeciągając samogłoski.
- Jeszcze nie tak jak bym chciał - powiedział, po czym nie czekając na jej odpowiedź, złapał ją za lędźwie i zmniejszył odległość pomiędzy nimi do minimum. Mur wbijał jej się w plecy, ale to jej nie przeszkadzało, krew pulsowała w niej w zawrotnym tempie, natomiast on zaczął muskać ustami jej obojczyk. Kiedy przesunął wargi na szyję, cicho jęknęła.
- Ciii.. Jeszcze przyjdzie czas na takie dźwięki - spojrzał na nią spod przymrużonych powiek. Jego zapach ogarniał ją w całości. Teraz nie liczyło się nic, cała chwila należała do nich. Ujął jej policzki w swoje dłonie i zbliżył jej twarz do swojej. Oboje ciężko oddychali. Podniosła dłoń i położyła w miejscu, gdzie powinno być jego serce. Wyczuła mocne uderzenia.
- Co jest w tobie takiego, że doprowadzasz mnie do takiego stanu? - spytał retorycznie.
Złapała jego dłonie, które znajdowały się nad jej pośladkami i trzymając je, wodziła nimi po swoim ciele. Najpierw od bioder, po talii, aż do piersi. Potem w dół, aż do pośladków. Pewniejszy siebie, wyczuł swój rytm i jedną ręką mocno schwycił ją za pośladek, a drugą za kark. Delikatnie odchyliła głowę, a on całował jej szyję. Poczuła jak po chwili podnosi ją i odruchowo objęła go nogami w pasie. Patrzyła w jego niebieskie oczy i czuła, że może utonąć w ich głębi. Oparła ręce na jego barkach i pocałowała. Najpierw delikatnie, nieśmiało odbiła swoje wargi na jego. On ośmielony tą sytuacją, zaczął ją całować coraz namiętniej. Czuła uczucia bijące od niego. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że on wcale nie chce tylko "wykorzystać" sytuacji. On nie był tacy jak inni, nie myślał tylko o tym, żeby zaliczyć jak najwięcej panienek.. Poczekała, aż skończy pocałunek i popatrzyła mu w oczy. Niepewnie się uśmiechnęła i powoli z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
- Anabelle? - mówiąc to przytulił ją. Poczuła się w tym uścisku bezpieczna.
- Antoine.. - powoli wyszeptała jego imię. - Ja już muszę iść.
Spojrzał na jej oczy pełne łez, złapał ją w talii i ucałował jej policzek. Napawał się jej zapachem i powiedział:
- W takim razie idź.
- Antoine.. Dziękuję - złożyła na jego ustach szybki pocałunek. - Au revoir.
Odeszła od niego i tym razem powoli skierowała się w stronę kamienic. Chciała dotrzeć do Pól Elizejskich, przepełnionych turystami o każdej porze dnia, każdej pory roku. Pozwoliła swoim myślom pędzić przed siebie.
Antoine stał jeszcze chwilę pod murem i czuł jej zapach koło siebie. Wiedział, że to wszystko było bardzo ulotne i nietrwałe. Ale nie przejmował się. Wiedział, że jeśli musi minąć dużo czasu, to minie, ale ona kiedyś będzie jego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz