poniedziałek, 9 września 2013

#7

W szkole wszystko jest normalnie. Do pewnengo momentu, kiedy podczas rozmowy nie zajdzie w niej jakaś wewnętrzna retrospekcja i wszystko zwalnia. Nic dookoła nie jest w stanie oderwać jej od tego, co akurat ją poruszyło w środku. Ma dwa wyjścia - udawać, że jest normalnie lub zaniknąć i tym samym zwrócić na siebie uwagę skazując się na masę pytań. Niepotrzebnych i niechcianych.
Na pierwszej lekcji mieli język angielski z wychowawcą. Lekcja zmieniła się w godzinę wychowawczą i dało się wyczuć w napięcie i oczekiwanie przed religią, na której każdy był opryskliwy dla katechety - namolnego i bezczelego księdza.
Kiedy zadzwonił dzwonek wszyscy wyszli z klasy. Na przerwie śniadaniowej Vivianne i Anabelle raczyły się jakimś pożywnym posiłkiem. Dzisiaj był to humus w towarzystwie paluszków z papryki, marchewki, pietruszki, wypieczona na krucho pełnoziarnista maca oraz przecierowy sok z marchwi. Do nich dołączył wysoki brunet o zielonych oczach i miękkich, uśmiechniętych wargach.
 - Blaise, jak masz ochotę poczęstuj się - puściła mu oko Vivianne.
  - Dzięki V., ale jestem na diecie.
 - Poważnie? Na jakiej? Przecież świetnie wyglądasz! - zlustrowała go spojrzeniem Anabelle.
 - Na diecie francuskiej, jem wyłącznie rzeczy z wysoką zawartością masła - mówiąc do wyciągnąl z torby duży pojemnik pełen małych, wyglądających na świeżo upieczone różnego rodzaju ciastka. Były tam małe croissanty, ciastka francuskie z nadzieniem owocowym, magdalenki, ciasteczka maślane i wiele innych. Ich zapach niósł się korytarzem, a chłopak ze złośliwym uśmiechem delektował się wypiekami.
 - Dzięki, dzięki i powodzenia w zapychaniu sobie żył - powiedziała blondynka.
 - Anabelle.. - celowo powoli trzymał jej imię na swoich ustach - Przecież wiecie, że nie robię tego celowo. Po prostu wolę zjeść coś co cudownie pachnie, a nie przypomina jedzenie dla królika.
 - Widziałeś kiedyś królika jedzącego hummus z macą i warzywami? - spytała retorycznie Vivianne wzdychając nad idiotyzmem i brakiem zrozumienia znajomego.
 - Czy ty ze mnie kpisz?
 - Skądże znowu - puściła mu oko.
W kieszeni Anabelle zawibrował telefon, wyciągnęła go powoli zastanawiając się kto może dzwonić do niej w czasie szkoły. Spojrzała na ekran.
 - O nie - wyszeptała i zbladła.
 - Co jest? - Vivianne pytająco spojrzała na przyjaciółkę ściągając na nią przy okazji uwagę Blaise'a.
 - Nic - telefon dalej wibrował.
 - Nie odbierzesz? - spytała.
 - Nie. Nie teraz. Albo..
 - Anabelle! Skup się. Kto dzwoni? - spytała stanowczym tonem.
 - Nie.. Ja nie mogę wam powiedzieć, nie teraz - spojrzała na nich zagubionym wzrokiem i pod wpływem impulsu pociągnęła palcem na zieloną słuchawkę i odebrała. Odeszła parę metrów od nich starając się coś usłyszeć w gwarze uczniowskich rozmów. Weszła do pomieszczenia gospodarczego.
 - Anabelle - odezwał się głos w słuchawce, a ona poczuła dreszcze na całym ciele.
 - Dlaczego dzwonisz do mnie o tej porze? Dobrze wiesz, że jestem w szkole.
 - Bo ty nie zadzwoniłaś.
 - Nie byłam z tobą umówiona na rozmowę.
 - Liczyłem, że nie będę musiał się pierwszy odezwać po naszym poprzednim spotkaniu. Najwyraźniej się myliłem.
 - Najwyraźniej - powiedziała z ironią.
 - Chciałbym się z tobą zobaczyć jak najszybciej.
 - Niezbyt mam czas..
 - Dobrze wiem, że masz czas - przerwał jej - I ty też dobrze o tym wiesz. Spotkaj się ze mną. Proszę - pierwsza uprzejmość z jego strony. Wyczuła, że stąpa po cienkiej linii.
 - Spotkam się z tobą.
 - Gdzie?
 - A gdzie byś chciał?
 - Zaprosiłbym cię do siebie, ale wolałabyś pewnie rozmowę na neutralnym gruncie.
 - Jak ty mnie dobrze znasz.
 - Lepiej niż ci się wydaje - nastała chwila ciszy pozwalając Anabelle zrozumieć, że on czegoś chciał. Nie zależało mu na spotkaniu jako takim. Przyszedł jej do głowy pewnien pomysł. Był dość ryzykowny, ale bez ryzyka nie da się niczego osiągnąć.
 - Antoine - pierwszy raz podczas tej rozmowy wypowiedziała jego imię głośno i o dziwo, nie z odrazą. Bo mimo strachu jaki w niej wywoływał, wzbudzał w niej uczucia innej natury. Chciała, żeby był inny, bo może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej.
 - Słucham?
 - Może wpadłbyś do mnie wieczorem?
 - Słucham?
 - Masz ochotę na kolację ze mną?
 - Słucham?
 - Antoine! Nie będę trzeci raz powtarzać!
 - Ale.. Mam przyjść do ciebie?
 - Skoro zapraszam cię, to chyba dośc logiczne, nie uważasz?
 - Tak, ale.. No dobrze. O której mam przyjść?
 - 18:00 ci pasuje?
 - Tak, jak najbardziej.
 - To do 18:00?
 - Tak, ale jeszcze jedno..
 - Słucham?
 - Albo nic już. Do wieczora - mówiąc to rozłączył się. Anabelle długo zastanawiała się, czy to był dobry pomysł zapraszać go do siebie, ale teraz nie miała już wyjścia. Rodzice dzisiaj wyjeżdżali do Montpellier razem z jej siostrą, więc będzie miała dom dla siebie. Będzie musiała pójść na zakupy i zrobić parę innych rzeczy.
Wróciła do Vivianne i Blaise'a.
 - I co? - spytała zatroskana V.
 - Nic, wszystko w porzadku - uśmiechnęła się niepewnie.
 - Jesteś pewna? Bo jak tam wchodziłaś, to byłaś blada i wyglądałaś na lekko oszołomioną.
 - Bo tak było. Teraz już wszystko jest dobrze.
 - Rozumiem - przerwał jej dzwonek na lekcję. Teraz mieli mieć religię. O tak, wreszcie się doczekali.
 - Bedzie zabawnie - powiedział Blaise, objął obie dziewczyny ramionami i skierowali się w stronę odpowiedniej klasy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz