Szary poranek. Pochodząc do okna widziała wschodzące słońce. Nie czuła się najlepiej, ponieważ czas wolności, odprężenia się kończył. A mianowicie zbliżał się rok szkolny. Uczucie nieuchronnie zbliżającej się katastrofy psychicznej ogarniało ją i paraliżowało. Nie była pewna swojej przyszłości.
Odeszła do okna i po cichu, nie budząc śpiącej na piętrze siostry, przeszła do kuchni. Włączyła czajnik i zabrała się za przygotowanie dla niej i dla siebie śniadania. Sięgając po kubki, ukradkiem zerknęła na swoje odbicie w szybie szafki. Natychmiast odwróciła wzrok, ale w jej oczach zdążyły wezbrać się łzy.
- Hej, musisz być dzielna, jesteś bardzo wartościową osobą.. - cicho szepnęła sama do siebie. - Musisz wziąć się w garść.
Starając nie zagłębiać się w zakamarki swojej duszy, otworzyła lodówkę i spojrzała do środka, przeżywając największy dylemat każdego poranka. Nie ma nic do jedzenia, mimo że do środka się już nic nie zmieści. I odwiecznie pytanie, co z niej wyciągnąć?
Jej siostra uwielbia jajka, ale żółtek maksymalnie można zjeśc tygodniowo cztery, więc dzisiaj sobie darują. W końcu zdecydowała się na chudy twaróg ze szczypiorkiem, a młodej zrobiła kanapki. Zrobiła herbatę i postawiła wszystko na stole w jadalni. Sama wzięła swój posiłek i poszła z nim do pokoju.
Położyła naczynia na małym stoliku stojącym obok łóżka, a sama podeszła do wielkiego okna balkonowego i owijając się delikatną firanką, patrzyła jak słońce zdaje się unosić coraz wyżej. Powoli zaczynało ją razić, więc przymknęła powieki. Delikatny powiew wiatru wdarł się do pokoju przez uchylone okno i musnął jej skórę chłodem poranka. Zadrżała, a jej ciało pokryła gęsia skórka. Zaciągnęła się powietrzem z paryskiego centrum i poczuła jak cudownie ono wypełnia jej płuca.
Podeszła do stolika i zapaliła kadzidło o zapachu drzewa sandałowego, ponieważ paczula była za mocna na tak delikatny poranek. Włączyła komputer i głośniki, uruchomiła iTunes'a i jedną z jej ulubionych playlist. Pierwsze było "Into the blue" by Morandi.
Wzięła szczotkę i rozczesała swoje długie, jasne włosy. Ubrała się w jedwabną białą bieliznę od Calvina Kleina i pod wpływem spontanicznego impulsu, rozebrana wyszła na balkon. Poczuła zimne powietrze otaczające jej ciało i spojrzała w dół.
Czy jedno piętro wystarczy, żeby skończyć ze sobą? - zadała sobie pytanie w głowie. Natychmiast poczuła przypływ adrenaliny, który był dla niej sygnałem, że trzeba wejść do środka. Tak też zrobiła. Wolała nie ryzykować.
Wyciągnęła z szafy za duży o kilka numerów ciepły sweter, ubrała się w niego i usiadła na łóżku, przy małym stoliku. Wzięła do ręki atlas anatomiczny i zatopiła się w nim, jedząc twarożek.
Kiedy zakończyła poranną sesję nieprzymusowej nauki, postanowiła trochę poprawić swój komfort życia. Przygotowała maseczkę oczyszczającą do twarzy i nałożyła ją. Potem zabrała się do depilacji wszystkich niepotrzebnie rosnących włosków. Po małym torturowaniu swojej skóry zrobiła sobie pełny pedicure, a następnie manicure. Lubiła dbać o siebie. A tylko w wakacje miała na to czas.
Minęła godzina dziesiąta i słońce było już wysoko. Jej siostra wciąż spała, ale to nie zmieniało faktu, że ona miała coraz mniej ciekawych zajęć. Żeby nie siedzieć w domu i nie zacząć myśleć, postanowiła, że wyjdzie z domu.
Przed wyjściem musnęła policzki różem, usta pomalowała matową pomadką w kolorze wina, a rzęsy wcześniej podkręcone zalotką pokryła tuszem. Ubrana była w ciemne wranglery i kremowy, dzianinowy sweter od Hilfigera. Spryskała się "Chance" od Chanel i wyszła z domu.
Swoje kroki skierowała do pobliskiej kawiarni "Amertume et Doucer". Usiadła przy stoliku i zamówiła podwójne espresso przedłużane wodą. Powoli sączyła kawę uważnie obserwując otoczenie. W kawiarni było sporo ludzi, ale nie było tłoku. Przyglądała się obcym twarzom, które przyszły tu na spotkanie z kimś. Trzy kobiety po trzydziestce gorączkowo o czymś rozmawiały na antresoli. Wszystkie trzy uśmiechnięte, piękne. Wyglądały na zadowolone z życia.
Dwóch starszych panów zamawiających jakieś ciastka i uroczo adorujący kelnerkę. Młoda para spijająca słowa ze swoich ust, wpatrzona w siebie, nie zwracająca uwagi na otoczenie.
Poczuła na sobie czyjś wzrok. Nie przelotny, tylko natarczywy, wwiercający się w nią. Dostrzegła dwie dziewczyny w mniej więcej jej wieku. Miała wrażenie, że specjalnie się na nią patrzą.
Nie myśląc zbyt wiele, dopiła kawę, położyła banknot na stoliku i szybko wyszła. Teraz ciepłe powietrze owioneło jej twarz. Szybkim krokiem szła w stronę domu i przeczuwała, że tamte dwie dziewczyny poszły za nią. Odwróciła się, żeby upewnić się, czy ma rację, ale nikogo nie spostrzegła.
Weszła do domu zdyszana i zamkneła za sobą drzwi.
- Chyba czas znowu porozmawiać z doktorkiem - powiedziała sama do siebie i westchnęła.
- Co? Już jesteś? - odezwał się dziewczęcy głos i do przedpokoju weszła dwunastolatka o długich, ciemnobrązowych włosach i niesamowicie niebieskich oczach.
- Tak, przeszłam się na kawę, bo spałaś i nie chciałam Cię budzić..
- Ale ty jesteś przerwrażliwona, dzięki za śniadanie - mrugnęła do starszej siostry, wzbudzając u niej pierwszy dzisiaj uśmiech.
- Co dzisiaj robimy? - spytała dwunastolatkę.
- Ja nic nie chcę robić.. Chyba mam ochotę ponudzić się, póki jeszcze mogę, no wiesz pooglądać telewizję, posiedzieć przy komputerze.. Nie chcę robić nic konkretnego.
- Ale to jest marnowanie czasu.. - stwierdziła blondynka.
- Wiesz co.. W wakacje to chyba można zmarnować go tyle ile się chce.
- Skoro tak mówisz.
Poszła do swojego pokoju i pozwoliła, żeby jej myśli pognały w stronę tych dwóch dziewczyn. Jedna czarnowłosa o wyrazistych kościach policzkowych i jasnych oczach, a druga opalona szatynka. Obydwie miały ten przerażający, szyderczy uśmiech na ustach. Jakby znały coś strasznego i cieszyły się z tego.
Zauważyła, że cała jest spięta i nie jest w stanie się zrelaksować. A w jej ciele buzuje adrenalina i kortyzol. Podeszła do lustra i zerknęła na swoje źrenice. Rozszerzone. Jak u polującego kota.
Czyżby się bała? Nie potrafiła rozszyfrować uczuć, które odczuwała. Sprawdzała jakie ma objawy i dzięki temu starała się mieć kontrolę nad umysłem. Ale i tak często ją traciła.
Jedyny sposób jaki przyszedł jej do głowy, żeby pozbyć się nadmiaru emocji, to pójść spać. Ale wiedziała, że zanim tętno jej się uspokoi i zaśnie minie trochę czasu. Wzięła, więc 2 tabletki xanaxu, popiła wodą i poczekała 15 minut, po czym położyła się. I bez stresu, bez pobudzenia, z uspokojonym, regularnym krążeniem, bez snów, bez hipnofagów, po prostu zasnęła.
Odeszła do okna i po cichu, nie budząc śpiącej na piętrze siostry, przeszła do kuchni. Włączyła czajnik i zabrała się za przygotowanie dla niej i dla siebie śniadania. Sięgając po kubki, ukradkiem zerknęła na swoje odbicie w szybie szafki. Natychmiast odwróciła wzrok, ale w jej oczach zdążyły wezbrać się łzy.
- Hej, musisz być dzielna, jesteś bardzo wartościową osobą.. - cicho szepnęła sama do siebie. - Musisz wziąć się w garść.
Starając nie zagłębiać się w zakamarki swojej duszy, otworzyła lodówkę i spojrzała do środka, przeżywając największy dylemat każdego poranka. Nie ma nic do jedzenia, mimo że do środka się już nic nie zmieści. I odwiecznie pytanie, co z niej wyciągnąć?
Jej siostra uwielbia jajka, ale żółtek maksymalnie można zjeśc tygodniowo cztery, więc dzisiaj sobie darują. W końcu zdecydowała się na chudy twaróg ze szczypiorkiem, a młodej zrobiła kanapki. Zrobiła herbatę i postawiła wszystko na stole w jadalni. Sama wzięła swój posiłek i poszła z nim do pokoju.
Położyła naczynia na małym stoliku stojącym obok łóżka, a sama podeszła do wielkiego okna balkonowego i owijając się delikatną firanką, patrzyła jak słońce zdaje się unosić coraz wyżej. Powoli zaczynało ją razić, więc przymknęła powieki. Delikatny powiew wiatru wdarł się do pokoju przez uchylone okno i musnął jej skórę chłodem poranka. Zadrżała, a jej ciało pokryła gęsia skórka. Zaciągnęła się powietrzem z paryskiego centrum i poczuła jak cudownie ono wypełnia jej płuca.
Podeszła do stolika i zapaliła kadzidło o zapachu drzewa sandałowego, ponieważ paczula była za mocna na tak delikatny poranek. Włączyła komputer i głośniki, uruchomiła iTunes'a i jedną z jej ulubionych playlist. Pierwsze było "Into the blue" by Morandi.
Wzięła szczotkę i rozczesała swoje długie, jasne włosy. Ubrała się w jedwabną białą bieliznę od Calvina Kleina i pod wpływem spontanicznego impulsu, rozebrana wyszła na balkon. Poczuła zimne powietrze otaczające jej ciało i spojrzała w dół.
Czy jedno piętro wystarczy, żeby skończyć ze sobą? - zadała sobie pytanie w głowie. Natychmiast poczuła przypływ adrenaliny, który był dla niej sygnałem, że trzeba wejść do środka. Tak też zrobiła. Wolała nie ryzykować.
Wyciągnęła z szafy za duży o kilka numerów ciepły sweter, ubrała się w niego i usiadła na łóżku, przy małym stoliku. Wzięła do ręki atlas anatomiczny i zatopiła się w nim, jedząc twarożek.
Kiedy zakończyła poranną sesję nieprzymusowej nauki, postanowiła trochę poprawić swój komfort życia. Przygotowała maseczkę oczyszczającą do twarzy i nałożyła ją. Potem zabrała się do depilacji wszystkich niepotrzebnie rosnących włosków. Po małym torturowaniu swojej skóry zrobiła sobie pełny pedicure, a następnie manicure. Lubiła dbać o siebie. A tylko w wakacje miała na to czas.
Minęła godzina dziesiąta i słońce było już wysoko. Jej siostra wciąż spała, ale to nie zmieniało faktu, że ona miała coraz mniej ciekawych zajęć. Żeby nie siedzieć w domu i nie zacząć myśleć, postanowiła, że wyjdzie z domu.
Przed wyjściem musnęła policzki różem, usta pomalowała matową pomadką w kolorze wina, a rzęsy wcześniej podkręcone zalotką pokryła tuszem. Ubrana była w ciemne wranglery i kremowy, dzianinowy sweter od Hilfigera. Spryskała się "Chance" od Chanel i wyszła z domu.
Swoje kroki skierowała do pobliskiej kawiarni "Amertume et Doucer". Usiadła przy stoliku i zamówiła podwójne espresso przedłużane wodą. Powoli sączyła kawę uważnie obserwując otoczenie. W kawiarni było sporo ludzi, ale nie było tłoku. Przyglądała się obcym twarzom, które przyszły tu na spotkanie z kimś. Trzy kobiety po trzydziestce gorączkowo o czymś rozmawiały na antresoli. Wszystkie trzy uśmiechnięte, piękne. Wyglądały na zadowolone z życia.
Dwóch starszych panów zamawiających jakieś ciastka i uroczo adorujący kelnerkę. Młoda para spijająca słowa ze swoich ust, wpatrzona w siebie, nie zwracająca uwagi na otoczenie.
Poczuła na sobie czyjś wzrok. Nie przelotny, tylko natarczywy, wwiercający się w nią. Dostrzegła dwie dziewczyny w mniej więcej jej wieku. Miała wrażenie, że specjalnie się na nią patrzą.
Nie myśląc zbyt wiele, dopiła kawę, położyła banknot na stoliku i szybko wyszła. Teraz ciepłe powietrze owioneło jej twarz. Szybkim krokiem szła w stronę domu i przeczuwała, że tamte dwie dziewczyny poszły za nią. Odwróciła się, żeby upewnić się, czy ma rację, ale nikogo nie spostrzegła.
Weszła do domu zdyszana i zamkneła za sobą drzwi.
- Chyba czas znowu porozmawiać z doktorkiem - powiedziała sama do siebie i westchnęła.
- Co? Już jesteś? - odezwał się dziewczęcy głos i do przedpokoju weszła dwunastolatka o długich, ciemnobrązowych włosach i niesamowicie niebieskich oczach.
- Tak, przeszłam się na kawę, bo spałaś i nie chciałam Cię budzić..
- Ale ty jesteś przerwrażliwona, dzięki za śniadanie - mrugnęła do starszej siostry, wzbudzając u niej pierwszy dzisiaj uśmiech.
- Co dzisiaj robimy? - spytała dwunastolatkę.
- Ja nic nie chcę robić.. Chyba mam ochotę ponudzić się, póki jeszcze mogę, no wiesz pooglądać telewizję, posiedzieć przy komputerze.. Nie chcę robić nic konkretnego.
- Ale to jest marnowanie czasu.. - stwierdziła blondynka.
- Wiesz co.. W wakacje to chyba można zmarnować go tyle ile się chce.
- Skoro tak mówisz.
Poszła do swojego pokoju i pozwoliła, żeby jej myśli pognały w stronę tych dwóch dziewczyn. Jedna czarnowłosa o wyrazistych kościach policzkowych i jasnych oczach, a druga opalona szatynka. Obydwie miały ten przerażający, szyderczy uśmiech na ustach. Jakby znały coś strasznego i cieszyły się z tego.
Zauważyła, że cała jest spięta i nie jest w stanie się zrelaksować. A w jej ciele buzuje adrenalina i kortyzol. Podeszła do lustra i zerknęła na swoje źrenice. Rozszerzone. Jak u polującego kota.
Czyżby się bała? Nie potrafiła rozszyfrować uczuć, które odczuwała. Sprawdzała jakie ma objawy i dzięki temu starała się mieć kontrolę nad umysłem. Ale i tak często ją traciła.
Jedyny sposób jaki przyszedł jej do głowy, żeby pozbyć się nadmiaru emocji, to pójść spać. Ale wiedziała, że zanim tętno jej się uspokoi i zaśnie minie trochę czasu. Wzięła, więc 2 tabletki xanaxu, popiła wodą i poczekała 15 minut, po czym położyła się. I bez stresu, bez pobudzenia, z uspokojonym, regularnym krążeniem, bez snów, bez hipnofagów, po prostu zasnęła.