poniedziałek, 26 sierpnia 2013

#2

Szary poranek. Pochodząc do okna widziała wschodzące słońce. Nie czuła się najlepiej, ponieważ czas wolności, odprężenia się kończył. A mianowicie zbliżał się rok szkolny. Uczucie nieuchronnie zbliżającej się katastrofy psychicznej ogarniało ją i paraliżowało. Nie była pewna swojej przyszłości.
Odeszła do okna i po cichu, nie budząc śpiącej na piętrze siostry, przeszła do kuchni. Włączyła czajnik i zabrała się za przygotowanie dla niej i dla siebie śniadania. Sięgając po kubki, ukradkiem zerknęła na swoje odbicie w szybie szafki. Natychmiast odwróciła wzrok, ale w jej oczach zdążyły wezbrać się łzy.
 - Hej, musisz być dzielna, jesteś bardzo wartościową osobą.. - cicho szepnęła sama do siebie. - Musisz wziąć się w garść.
Starając nie zagłębiać się w zakamarki swojej duszy, otworzyła lodówkę i spojrzała do środka, przeżywając największy dylemat każdego poranka. Nie ma nic do jedzenia, mimo że do środka się już nic nie zmieści. I odwiecznie pytanie, co z niej wyciągnąć?
Jej siostra uwielbia jajka, ale żółtek maksymalnie można zjeśc tygodniowo cztery, więc dzisiaj sobie darują. W końcu zdecydowała się na chudy twaróg ze szczypiorkiem, a młodej zrobiła kanapki. Zrobiła herbatę i postawiła wszystko na stole w jadalni. Sama wzięła swój posiłek i poszła z nim do pokoju.
Położyła naczynia na małym stoliku stojącym obok łóżka, a sama podeszła do wielkiego okna balkonowego i owijając się delikatną firanką, patrzyła jak słońce zdaje się unosić coraz wyżej. Powoli zaczynało ją razić, więc przymknęła powieki. Delikatny powiew wiatru wdarł się do pokoju przez uchylone okno i musnął jej skórę chłodem poranka. Zadrżała, a jej ciało pokryła gęsia skórka. Zaciągnęła się powietrzem z paryskiego centrum i poczuła jak cudownie ono wypełnia jej płuca.
Podeszła do stolika i zapaliła kadzidło o zapachu drzewa sandałowego, ponieważ paczula była za mocna na tak delikatny poranek. Włączyła komputer i głośniki, uruchomiła iTunes'a i jedną z jej ulubionych playlist. Pierwsze było "Into the blue" by Morandi.
Wzięła szczotkę i rozczesała swoje długie, jasne włosy. Ubrała się w jedwabną białą bieliznę od Calvina Kleina i pod wpływem spontanicznego impulsu, rozebrana wyszła na balkon. Poczuła zimne powietrze otaczające jej ciało i spojrzała w dół.
Czy jedno piętro wystarczy, żeby skończyć ze sobą? - zadała sobie pytanie w głowie. Natychmiast poczuła przypływ adrenaliny, który był dla niej sygnałem, że trzeba wejść do środka. Tak też zrobiła. Wolała nie ryzykować.
Wyciągnęła z szafy za duży o kilka numerów ciepły sweter, ubrała się w niego i usiadła na łóżku, przy małym stoliku. Wzięła do ręki atlas anatomiczny i zatopiła się w nim, jedząc twarożek.
Kiedy zakończyła poranną sesję nieprzymusowej nauki, postanowiła trochę poprawić swój komfort życia. Przygotowała maseczkę oczyszczającą do twarzy i nałożyła ją. Potem zabrała się do depilacji wszystkich niepotrzebnie rosnących włosków. Po małym torturowaniu swojej skóry zrobiła sobie pełny pedicure, a następnie manicure. Lubiła dbać o siebie. A tylko w wakacje miała na to czas.
Minęła godzina dziesiąta i słońce było już wysoko. Jej siostra wciąż spała, ale to nie zmieniało faktu, że ona miała coraz mniej ciekawych zajęć. Żeby nie siedzieć w domu i nie zacząć myśleć, postanowiła, że wyjdzie z domu.
Przed wyjściem musnęła policzki różem, usta pomalowała matową pomadką w kolorze wina, a rzęsy wcześniej podkręcone zalotką pokryła tuszem. Ubrana była w ciemne wranglery i kremowy, dzianinowy sweter od Hilfigera. Spryskała się "Chance" od Chanel i wyszła z domu.
Swoje kroki skierowała do pobliskiej kawiarni "Amertume et Doucer". Usiadła przy stoliku i zamówiła podwójne espresso przedłużane wodą. Powoli sączyła kawę uważnie obserwując otoczenie. W kawiarni było sporo ludzi, ale nie było tłoku. Przyglądała się obcym twarzom, które przyszły tu na spotkanie z kimś. Trzy kobiety po trzydziestce gorączkowo o czymś rozmawiały na antresoli. Wszystkie trzy uśmiechnięte, piękne. Wyglądały na zadowolone z życia.
Dwóch starszych panów zamawiających jakieś ciastka i uroczo adorujący kelnerkę. Młoda para spijająca słowa ze swoich ust, wpatrzona w siebie, nie zwracająca uwagi na otoczenie.
Poczuła na sobie czyjś wzrok. Nie przelotny, tylko natarczywy, wwiercający się w nią. Dostrzegła dwie dziewczyny w mniej więcej jej wieku. Miała wrażenie, że specjalnie się na nią patrzą.
Nie myśląc zbyt wiele, dopiła kawę, położyła banknot na stoliku i szybko wyszła. Teraz ciepłe powietrze owioneło jej twarz. Szybkim krokiem szła w stronę domu i przeczuwała, że tamte dwie dziewczyny poszły za nią. Odwróciła się, żeby upewnić się, czy ma rację, ale nikogo nie spostrzegła.
Weszła do domu zdyszana i zamkneła za sobą drzwi.
 - Chyba czas znowu porozmawiać z doktorkiem - powiedziała sama do siebie i  westchnęła.
 - Co? Już jesteś? - odezwał się dziewczęcy głos i do przedpokoju weszła dwunastolatka o długich, ciemnobrązowych włosach i niesamowicie niebieskich oczach.
 - Tak, przeszłam się na kawę, bo spałaś i nie chciałam Cię budzić..
 - Ale ty jesteś przerwrażliwona, dzięki za śniadanie - mrugnęła do starszej siostry, wzbudzając u niej pierwszy dzisiaj uśmiech.
 - Co dzisiaj robimy? - spytała dwunastolatkę.
 - Ja nic nie chcę robić.. Chyba mam ochotę ponudzić się, póki jeszcze mogę, no wiesz pooglądać telewizję, posiedzieć przy komputerze.. Nie chcę robić nic konkretnego.
 - Ale to jest marnowanie czasu.. - stwierdziła blondynka.
 - Wiesz co.. W wakacje to chyba można zmarnować go tyle ile się chce.
 - Skoro tak mówisz.
Poszła do swojego pokoju i pozwoliła, żeby jej myśli pognały w stronę tych dwóch dziewczyn. Jedna czarnowłosa o wyrazistych kościach policzkowych i jasnych oczach, a druga opalona szatynka. Obydwie miały ten przerażający, szyderczy uśmiech na ustach. Jakby znały coś strasznego i cieszyły się z tego.
Zauważyła, że cała jest spięta i nie jest w stanie się zrelaksować. A w jej ciele buzuje adrenalina i kortyzol. Podeszła do lustra i zerknęła na swoje źrenice. Rozszerzone. Jak u polującego kota.
Czyżby się bała? Nie potrafiła rozszyfrować uczuć, które odczuwała. Sprawdzała jakie ma objawy i dzięki temu starała się mieć kontrolę nad umysłem. Ale i tak często ją traciła.
Jedyny sposób jaki przyszedł jej do głowy, żeby pozbyć się nadmiaru emocji, to pójść spać. Ale wiedziała, że zanim tętno jej się uspokoi i zaśnie minie trochę czasu. Wzięła, więc 2 tabletki xanaxu, popiła wodą i poczekała 15 minut, po czym położyła się. I bez stresu, bez pobudzenia, z uspokojonym, regularnym krążeniem, bez snów, bez hipnofagów, po prostu zasnęła.

#1

Pierwszy, jak to pierwszy. Trochę to gimbusiarskie pisać to słowo, a właściwie tylko liczebnik.
Od września planuję wziąć się do roboty i nie tylko w tym temacie, ale będę dążyć do wszystkich celów jakie sobie wyznaczyłam. Myślę, że mimo pracy i inny pochłaniających mnie zajęć, dam radę pisać w miarę regularnie. Nie określam się tutaj w konkretnym tempie, tylko powiedzmy, że obiecuję pewną stałość czasową pojawiania się postów.
Z photoblogiem, tak myślę, skończyłam raz na zawsze. Za dużo spamu i mało konkretów się tam pojawiło. Natomiast blogspot nie jest też idealny dla mnie, ale nie mam zamiaru za dużo bawić się przy tworzeniu blogów. Zbyt dużo czasu by mi to zabierało, perfekcjoniści tak mają, każdy szczegół dopracowany na miarę swoich możliwości. A nie linia najmniejszego oporu (nie mówi się najmniejsza linia oporu).
W każdym razie, miałam całe wakacje, żeby przemyśleć co chcę robić w życiu i nie będę na razie pisać na poważnie, tylko raczej rekreacyjnie, tylko po to by się samorealizować i kształcić przy okazji. Wolę się rozwijać, niż stać w miejscu.
Tak samo postanowiłam ze śpiewaniem. Kiedyś myślałam, żeby coś w tym temacie zacząć robić na poważnie. Ale teraz, kiedy w wakacje cały czas wolny poświęcałam na poszerzanie możliwości i powiększanie rozpiętości oktaw mojego głosu, stwierdziłam, że jest to dla mnie odprężające zajęcie, ale profesjonalnie kręci mnie zupełnie inny kierunek.
Będzie zupełnie inaczej, ponieważ uważam, że się zmieniłam. Poznałam samą siebie. W jednej tabletce umieściłam wszystkie najgorsze rzeczy jakie znam na swój temat. Pozwoliłam, żeby rozpuściła mi się na języku i przełknęłam to. Było to bardzo gorzkie i trudne, ale zrobiłam to. Częściowo pozbyłam się tej umartwiającej się, smutnej, ponurej i gnębiącej części charakteru, która była we mnie. Jakaś jej część została i ciągle ma wpływ na moją osobowość, ale myślę, że nie na tyle, żeby ponowić to wszystko, co stało się w wakacje i prawie doprowadziło do mojego zejścia.
Ale nieważne, chcę spełnić swoje marzenia, realizować swoje plany i postaram się, żeby nic mi w tym nie przeszkodziło, czy zły dzień, czy źli ludzie. Chcę być szczęśliwa i będę. Nic mi w tym nie przeszkodzi.

Cholera, może jednak przeszkodzą mi w tym moje własne paznokcie, bo są za długie i fatalnie mi się pisze na klawiaturze, może czas na mały manicure :)?
Nie wiem jak długo będę mieć dostęp do internetu w tym tygodniu, więc do zobaczenia we wrześniu!

Całusy!