poniedziałek, 30 września 2013

#10

Vivianne jadąc w południe do centrum dużo myślała. Początkowo wspomniała cały dzisiejszy dzień. I wczorajszy wieczór. Umówiła się z Anabelle, Blaisem, Antoinem i Maurice'm. Mieli spotkać się w parku obok Zlewki, żeby zapalić razem trochę i ustalić co z wyjazem, który był cudownym pomysłem dziewczyn. Męska część towarzystwa nie miała nic przeciwko, wręcz przeciwnie z wieloma podtekstami namawiali dziewczyny do mieszkania w jednym namiocie. Dziewczyny tylko tajemniczo się uśmiechały i wymieniały porozumiewawcze spojrzenia. Vivianne sama nie wiedziała co o tym myśleć, kiedy dowiedziała się od przyjaciółki o tym co zawszło między nią, a kuzynem Blaise'a - Antoinem. Zastanawiała się, czy ktoś taki jak Antoine jest zdolny do jakichkolwiek prawdziwych uczuć względem kobiety. Bala się o przyjaciółkę, bała się o jej zszargane nerwy i o jej słabą duszę. Anabelle miała już i bez niego dużo na głowie. Sama do końca nie wiedziała co jej w głowie siedzi, ale miała nadzieję, że przyjaciółka ma nad sobą kontrolę. Przynajmniej w jakimś stopniu była w stanie jej zaufać. Co jednak nie zmieniało statnu rzeczy, niepokoiła się o nią bardzo. A nie miały okazji dłużej o tym porozmawiać. Zwłaszcza, że Vivianne przez ostatnie tygodnie bardzo zbliżyła się z Blaise'm. Był podobny do kuzyna, ale posiadał jakąś trudną do opisania wewnętrzną wrażliwość, która ją do niego przyciągała. Czuła bijące od niego zrozumienie, kiedy przyłapywał ją na tym, że spoglądała z bólem w oczach na Corinne rozmawiającą przez telefon z rozmarzonym uśmiechem na twarzy. Lubiła to w nim, że potrafił podejść i przytulić ją bez konkretnego powodu, tylko po to, żeby poczuła się lepiej, poczuła wsparcie i ciepło, które wyzwalał w ludziach. Nie mogła sama się przyznać do uczuć, które żywiła, bo sama nie wiedziała co to za uczucia. Liczyła, że czas pokaże co dalej będzie.
Poczuła, że telefon wibruje jej w kieszeni. Wyciągnęła komórkę i spojrzała na wyświetlacz - Anabelle. Natychmiast odebrała.
 - Co jest?
 - Vivianne.. Ja dzwonię, żeby ci powiedzieć, że się spóźnię trochę - głos jej lekko drżał. Zaniepokoiło ją to.
 - Anabelle, wszystko w porzadku?
 - Tak, tak.. Będę po prostu trochę później.
 - Na pewno wszystko jest dobrze?
 - Tak... Nie przejmuj się mną, powiedz Antoine'owi, że się spóźnię, dobrze?
 - Tak, dobrze, ale.. - połączenie się urwało. Chwilę zastanawiała się, czy nie oddzwonić do przyjaciółki, ale postanowiła dać jej trochę swobody. Poinformowała ją po prostu, że się spóźni, to przecież całkiem normalne.
Jadąc autobusem i rozmyślając patrzyła przez ulice. Był ciepły i wietrzny dzień. Miała na sobie czarne legginsy, dłuższy tee shirt w tonacji kremowo - burgundowej, czarne vansy, szary szalik i sweter w kolorze khaki. Włosy miała upięte w luźny kucyk, co pozwalało im swobodnie opadać na ramiona. Miała słuchawki w uszach i słuchała Jessie Ware. Z uśmiechem na twarzy spoglądała na ludzi, towarzyszy jej podróży. Wiele osób odwzajemniło jej uśmiech. Czuła rozpierające ją szczęście. Nie mogła się doczekać spotkania z chłopakami.
Gdy dotarła na miejsce, oni już tam byli. Wszyscy wesoło się przywitali, natomiast Antoine rozejrzał się niespokojnie dookoła i sprawiał wrażenie zdenerwowanego. Słyszał w głowie muzykę ( tak drodzy czytelnicy, to jest ten moment, żeby włączyć głośniki i dodać dramaturgii następującym po sobie zdarzeniom).
 - Antoine? - odpowiedziała jej cisza. - Antoine - powtórzyła z lekkim naciskiem w głosie. Nie reagował. Patrzył w dal i nic nie było w stanie wyrwać go z tego stanu. Dała znak spojrzeniem Maurice'owi, żeby klepnął go lekko, żeby zwrócił jego uwagę z powrotem na ziemię.
 - Co? - otrząsnął się z zamyślenia. Spojrzał pytająco na Maurice'a, a następnie na Vivianne.
 - Anabelle prosiła, żeby przekazać, że się trochę spóźni - starała się uśmiechnąć, ale jego wyraz twarzy był dość odstraszający. Zacisnął usta w wąską linię i pokiwał głową. Nastała cisza.
 - Coś się stało? - zapytał Maurice Vivianne. Maurice - niewysoki brunet o pogodnej twarzy i brązowych oczach. Był bardzo specyficzną osobą, ale trudno było go nie lubić. Był ich przyjacielem. Jednym z najbliższych.
 - Nie wiem- odpowiedziała półgłosem dziewczyna, kiwając głową na Antoine'a. Maurice spojrzał na nią ze zrozumieniem i poklepał po dłoni. - Martwisz się?
 - Trochę.
Minęło trochę czasu, a zjawiła się blondynka. Miała na sobie czarne spodnie, czarną bokserkę i czarny żakiet. Paznokcie pomalowane na czarno, a na powiekach eye liner. Włosy potargane w nieładzie sprawiały wrażenie w połączeniu z workami pod oczami, jakby nie spała całą noc.
 - Cześć.. - powiedziała cichym głosem. - Przepraszam za spóźnienie.
 - Nie ma sprawy, co tam u ciebie ślicznoto? - zagadnął wesołym toenm Maurice.
 - Nic ciekawego - odruchowo złapała się za nadgarstek. Antoine się wzdrygnął.
 - Anabelle.. Możemy porozmawiać? - zapytał. Spojrzała na niego przestraszona.
 - Nie ma o czym. Przecież mieliśmy ustalić szczegóły naszego wyjazdu - starała się nieudolnie uśmiechnąć.
 - Musimy porozmawiać - powiedział z naciskiem. - Przepraszamy was - uśmiechnął się złośliwie. I odciągnął przestraszoną dziewczynę na bok. Złapał ją za nadgarstek i podniósł go na wysokość swojej twarzy.
 - Co to jest?
 - Moja ręka - zająknęła się. Spojrzał jej w oczy. Widziała w nich wściekłość. Pociągnął długi rękaw jej żakietu, ukazując swoim oczom przesiąknięty krwią bandaż, po dłoni spływała czerwona kropelka płynu.
 - Ale co to jest? - dziewczyna spóściła wzrok. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Antoine puścił jej rękę i nieoczekiwanie objął ją i mocno przytulił. Nie był to erotyczny uścisk, jego ręce mocno trzymały jej plecy, a z przodu miażdżyła ją jego silna klatka piersiowa. Chciał dać jej trochę ciepła, żeby poczuła, że nie jest sama.
 - Myślałaś, że jak był półmrok to nie widziałem na twojej nagiej skórze tych wszystkich blizn? Nie jestem głupi Anabelle, nie chcę, żebyś się tak krzywidziła. Cokolwiek siedzi w twojej głowie, nie musisz tego robić. Chcesz brać mocniejsze rzeczy? Proszę bardzo, ale nie rób tego - ostatnie zdanie wycedził. Po czym pogłaskał ją po nieuczesanych włosach.
 - Jesteś śliczna, nie oszpecaj się w ten sposób. Zrozumiem wszystko, tylko nie to - sięgnął do jej kieszeni i kiedy wyczuł kilka ostrzy pod opuszkami wyciągnął je i rzucił daleko w las.
 - Nie będą ci już potrzebne.
 - Antoine.. ty nie rozumiesz... - wyszeptała.
 - I nie chcę rozumieć - przerwał jej. - Wiem, że masz problemy, ale to nie jest rozwiązanie. I zapamiętaj, jeszcze raz zobaczę cię w takim stanie - zrobił przerwę - gorzko tego pożałujesz.
To nie było ostrzeżenie, to była groźba.Wywarczał jej to w twarz, a ona, słaba psychicznie dziewczyna, zastanawiała się, czy robi to dlatego, że odczuwa jakieś bliżej nie określone uczucia w stosunku do niej, czy dlatego, że czuje wewnętrzny przymus do powstrzymania jej. Nie mogła uwierzyć, że on, chłopak, a właściwie mężyczna, który nie zachowuje się jak mężczyzna, jest w stanie prawić jej kazania. Serce jej przyśpieszyło, a krew w jej żyłach zawrzała. Spojrzała na niego z ogniem w oczach. Przywarła do niego bliżej i zbliżyła wargi do jego ucha, nie zapominając o tym, że reszta towarzystwa, pewnie zamiast ustalać szczegóły, bacznie ich obserwuje. Wyszeptała:
 - Jak śmiesz prawić mi kazania? Jak śmiesz? Myślisz, że jak ty nic nie czujesz, jak ty nie masz serca, to inni też nie mają? Jak możesz! Jeśli myślisz, że wezmę twoje słowa do siebie, to się grubo mylisz. Nie obchodzi mnie co myślisz. Będę robiła co mi się żywnie podoba i jeśli będę chciała znowu się skaleczyć, to zrobię to z myślą o tobie, żebyś poczuł ten sam ból co ja - miała łzy w oczach, gdy to mówiła, ale zacisnęła powieki, żeby nie widział.  - I pamiętaj, nie jestem twoją własnością. To, że inne były tylko dla ciebie to mnie nie obchodzi, ja nie jestem. A jak będę chciała podciąć sobie żyły albo się powiesić nic mi w tym nie przeszkodzi, nawet ty!
Odwróciła się od niego i odeszła w stronę reszty ekipy. Zamierzała iść do nich i zakończyć w ten sposób rozmowę z Antoine'm, ale on jeszcze nie skończył. Złapał ją za dłoń, przyciągnął i odwrócił ku sobie.
 - Tu nie chodzi o to, że ja próbuję mieć nad tobą jakąkolwiek władze. Powinnaś zrozumieć, że robię to z troski. Chcesz, żeby bolało, proszę bardzo - włożył jej w dłoń niewielką żyletkę i zacisnął jej palce wokół niej. Mocno, więc po chwili mały strumyczek krwi zaczął płynąć po skórze dziewczyny. Przygryzła wargi i spojrzała z bólem na niego.
 - Właśnie dlatego to boli bardziej  niż to co mi zrobiłeś - szepnęła.
 - Co.. Co? - zapytał zdezorientowany.
 - Nie zrozumiesz. Jesteś najbardziej przyziemną osobą jaką znam. Potrzebujesz kontroli, bo wydaje ci się, że twardo stąpasz po ziemi. Ale tak nie jest, jak tylko coś nie jest pod twoją władzą tracisz grunt pod nogami i nie wiesz co się dzieje. Dlatego jesteś jaki jesteś i inni się dla ciebie nie liczą. Jesteś tak doczesny i głupi.. - mimowolnie po jej twarzy zaczeły płynąć łzy. Zacisnęła mocno palce wokół ostrza powiększając ranę, puściła żyletkę po czym przystawiła mu krawawiącą dłoń przed twarz.
 - Zobacz.. A to jest nic w porównaniu z tym co czuję wobec ciebie. Tu nawet nie chodzi o jakiekolwiek zauroczenie. To jest po prostu czysty ból. Nie jesteś w stanie nic zrobić.
 - Nie jestem?
 - Nie - spuściła głowę. - Nie jesteś.
Stali tak chwilę słysząc tylko własne oddechy. Nikt się nie poruszył. Antoine powoli rozejrzał się. Byli sami w parku. Dobrze, że zostawili ich samych. Nie sądził, że to posunie się tak daleko. Czuł rodzierające cierpienie widząc łzy tej dziwnej dziewczyny. Znali się od dawna, ale nie podejrzewał jej o takie uczucia. Myśłał, że skończy się to jak zawsze. Nigdy nie spotkał tak smutnej osoby. Ogarnęło go poczucie winy i zrozumienie wobec niej. Nie powienien okazywać takiej arogancji. Ale było już za późno. Za późno o wiele słów. Jak mogła wspomnieć o samobójstwie? Jak mogła? Poczuł, że jego myśli pękają na wiele różnych odłamków, nie mógł tego znieść. Poddał się nagłemu przypływowi uczuć i objął jej twarz w dłonie i spojrzał w jej smutne oczy. Pełne łez, które kapały na jej wykrzywione, pogryzione, pełne ran wargi. Nie miał  kontroli nad sobą. Pocałował ją. Zrobił to tak, jak nigdy nie pocałował, żadnej innej. Poddał się temu pocałunkowi wlewając w niego wszystkie uczucia, które nim miotały. Nie mógł się uspokoić, a kiedy poczuł jej zimne dłonie wsuwające się pod jego koszulkę w okolicach lędźwi, zapragnął mieć ją i jej smutek dla siebie. Chciał ukoić jej rozpacz, chciał być dla niej. Puścił jej wargi i przycisnął ją mocno do siebie. Łzy popłynęły mu po gorących policzkach i rozpłakał się jak dziecko. Tyle emocji naraz nim targnęło, współczucie, poczucie winy, rozpacz bliska jej, tyle luckich uczuć, że nie był w stanie tego ogarnąć. Stali tak chwilę, a on płakał w jej objęciach, a ona w jego. Po chwili odsunął się od niej i wziął ją na ręce. Na początku potraktowała to ze spokojem, ale kiedy spostrzegła, że idzie w stronę plaży próbowała się wyrwać. Nie była w stanie był za silny. Wszedł do wody. Powoli, a ona przerażona zastygła. Nie chciała być mokra. Zatrzymał się, kiedy woda sięgała mu bioder. Jego silne ramiona trzymały ją mocno nie pozwalając, żeby najmniejsza kropa ją dotknęła.
 - Czujesz się bezpiecznie przy mnie? -wyszeptał.
 - Nie. Puść mnie, wyjdź z wody.
 - Anabelle.. Przepraszam, przepraszam za wszystko. Nie chciałem. Czy wybaczysz mi?
 - Porozmawiajmy na brzegu, proszę! - jej głos echem się poniósł po wodzie.
 - Wybacz mi Anabelle albo wrzucę cię do wody - powiedział ze spokojem w głosie.
 - Wybaczanie pod przymusem nie jest prawdziwe ani szczere.
 - Wiem, ale wybacz mi szczerze.
 - Nie mogę, Antoine, nie mogę. Za bardzo mnie to wszystko boli. Za dużo mnie kosztują uczucia względem ciebie..
 - Proszę Anabelle - zasniósł się szlochem - proszę..
Spojrzała na niego. Na jego cierpiącą twarz, na oczy, na krople łez na policzkach. Nie wiedziała co myśleć. Czyżby seksowny mężczyzna z jej marzeń i erotycznych fantazji, kiedy jeszcze była szczęśliwa, zniknął na rzecz prawdziwego mężczyzny? Jak to możliwe, że młody Adonis, który łamał serca wszystkim kobietom, które go znały w Paryżu i poza nim, nagle zmienił się w kochającego, niepewnego i odsłaniającego swoje uczucia człowieka? Czyżby to było w ogóle możliwe?
 - Antoine.. Potrzebuję czasu, ale wybaczam ci..  - spojrzała na niego ze smutkiem, a on powoli wyszedł z wody. Postawił ją na brzegu i trzymając ją zimnymi rękami za barki pocałował. A właściwie próbował pocałować. Odwróciła głowę zagryzając wargi. Spojrzał na nią pytająco, a ona ze łzami w oczach powiedziała:
- To, że ci wybaczam, nie znaczy, że chcę z tobą być, czy w ogóle mieć z tobą do czynienia. Proszę cię, żebyś zostawił mnie w spokoju.
 - Ale Anabelle..
 - Proszę.. - jęknęła. Ale on nie naciskał. Puścił ją, a ona powoli odeszła zostawiając go samego. Złapała metro do domu, wysłała tylko smsa Vivianne, że jedzie z powrotem i uciekła w tabletki. Nie miała zamiaru przeżywać tej sytuacji po raz drugi, tylko że w samotności. Chciała ucieczki. I po niecałych dziesięciu minutach, kiedy substancja się wchłonęła, ją dostała.

Vivianne patrząc na odchodzących od nich Anabelle i Antoine postanowiła dać im trochę prywatności. Poprosiła chłopaków i we trójkę udali się do starbuck'sa. Wspólnie ustalili kiedy pojadą, gdzie i co trzeba zrobić przed wyjazdem. Zrobili to bez obecności dwójki, która musiała wyjaśnić sobie parę spraw. Kiedy skończyli, Maurice grzecznie się z nimi pożegnał i zostawił Blaise'a i Vivianne samych. Musiał być w domu przed rodzicami, bo obiecał coś załatwić.
 - Co jest z Anabelle? - zapytał chłopak.
 - Nie wiem, martwię się, ale mam nadzieję, że nie mam prawdziwych powodów do tego.
 - Też mam taką nadzieję. A powiedz co u ciebie?
 - Nic specjalnego, przeprowadzam się.
 - Daleko?
 - Niedaleko.. Musimy rozmawiać o mnie?
 - Nie - uśmiechnął się do niej. - Chciałem tylko kulturalnie potrzymać uprzejmą konwersację - stwierdził poważnym tonem. Po chwili głupio się roześmiał, a Vivianne dała mu kuksańca.
 - Żarty sobie robisz? Lepiej powiedz co u ciebie, a nie tylko się wypytujesz o mnie.
 - Aaaa.. nic ciekawego.
 - Tak, na pewno, nic ciekawego poza tym, że imprezujesz, wyrywasz dziewczyny i palisz mnóstwo zioła.
 - Przesadzasz... A poza tym nie wyrywam dziewczyn. Nie muszę mam jedną na oku - mrugnął porozumiewawczo do niej. Zarumieniła się.
 - Sugerujes coś?
 - A mam być bezpośredni? Tylko boję się o twoje policzki, skoro już po takich sugestiach prawie pękają od nadmiaru krwi.
- Ale jesteś głupi, przestań się ze mnie śmiać - zrobiła obrażoną minę.
- Nie naśmiewam się z ciebie, próbuję tylko delikatnie zapytać, czy robisz coś w sobotę.. - spojrzał z uśmiechem na jej jasne oczy.
 - Czyżbyś próbował mnie uwieść uśmiechem? - zapytała zalotnie.
 - Nie, skądże znowu..
 - Mam wolną sobotę. Zdzwonimy się?
- Chętnie. A teraz musze iść..
 - No cóż, jak musisz, to do zobaczenia.
 - Do zobaczenia - szepnął jej do ucha, a jego oddech delikatnie ją połaskotał. Pogłaskał ja po policzku i w ramach pożegnania lekko musnał jej usta. Odszedł i z daleka jeszcze jej pomachał. A ona wciąż siedziała w starbuck'sie i wiedziała, że to było najpiękniejsze pięć minut jej życia. Co tam Corinne, skoro sobotę ma spędzić z Blaise'm.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz